30 lipca 2007

Z Podręcznika Wojownika Światła

Wojownik światła często robi rzeczy odbiegające od przeciętności.
Może tańczyć na ulicy, idąc rano do pracy.
Patrzeć nieznajomym prosto w oczy i mówić o miłości od pierwszego wejrzenia.
Bronić poglądów, które innym mogą wydawać się śmieszne.
Wojownik światła pozwala sobie na takie dziwactwa.
Nie lęka się opłakiwać starych smutków ani radować nowymi odkryciami.
Kiedy czuje, że nadeszła pora, porzuca wszystko i wyrusza na poszukiwanie przygód, o których marzył.
Kiedy odkrywa, że jest u kresu sił, bez poczucia winy porzuca walkę dla jednego czy dwóch szaleństw.
Wojownik nie trwoni czasu, by odgrywać role, które chcą mu narzucić inni.

29 lipca 2007

Brakujący kamień

Jednym z najwspanialszych miejsc w Kyoto jest Ogród Zen, gdzie na piasku rozmieszczono kamienie. Pierwotnie było ich szesnaście. Wieść głosi, że zaraz po ukończeniu swojej pracy ogrodnik zaprosił cesarza do obejrzenia ogrodu.- To jest najcudowniejszy ogród w całej Japonii - powiedział cesarz. - A to jest najpiękniejszy kamień w całym ogrodzie. Po tych słowach natychmiast usunął kamień, który wzbudził tak wielki zachwyt cesarza. - Teraz ogród jest doskonały - powiedział do cesarza - bowiem nie ma w nim nic, co szczególnie rzucałoby się w oczy, i można go już oglądać w całej jego harmonijnej pełni. Na ogród, podobnie jak na życie, trzeba patrzeć w całości. Jeśli zatrzymamy się zbyt długo nad pięknem jednego szczegółu, reszta wyda na się brzydka.

25 lipca 2007

Skutki bezinteresowności

Deklarując wielokrotnie swoją szczegól­ną miłość do ludu Izraela, Bóg w pewnej chwili oświadczył mniej wię­cej tak (Deuter. 7.7.8.): Nie dlatego sprzymierzyłem się z wami właśnie, a nie z kim innym, że jesteście liczniejsi od pozostałych narodów - przeciwnie, jesteście, jak powszechnie wiadomo, liczebnie najsłabsi. Sprzymierzyłem się z wami dlatego, że was sobie upodo­bałem.
Jest to jasne i jedynie rozsądne postawienie sprawy. Miłość nie wy­maga uzasadnienia. Czasem próbuje się ją racjonalizować, mówi się, że kocha się kogoś, ponieważ jest taki, a nie inny, ponieważ to lub owo w tym kimś się ceni, ponieważ ma te lub inne zalety itd. Są to zwykłe, niezręczne i zresztą niepotrzebne usprawiedliwienia. Autentyczne upo­dobanie nie musi się tłumaczyć - wystarczy je stwierdzić; coś się po­doba dla niczego, bez żadnej racji, bezinteresownie. Bóg, moim zda­niem, postąpił uczciwie oświadczając to swojemu ludowi. Więcej jesz­cze — wyjawiając swoje upodobanie bezinteresowne i chęć opieki ni­czym niezasłużoną - podjął wobec swojego ludu pewne zobowiązania, które rychło miały się spełnić. W powiedzeniu tym Bóg zabłysnął -wyznajemy, że zdarzało mu się to tylko wyjątkowo - wielką cnotą bez­interesowności. I cóż z tego? - zapytacie. Otóż to właśnie! Cóż z tego! Deklaracja była wprawdzie złożona już po wyzwoleniu z Egiptu, ale za to przed cesarstwem rzymskim, inkwizycją hiszpańską, sprawą Dreyfusa, Trzecią Rzeszą, ONR-em i kilkoma innymi okolicznościami podobnej natury.


Rozważając sprawę na trzeźwo, trudno nie zauważyć, że ta miłość zu­pełnie bezinteresowna i te oświadczenia o szczególnej opiece, jaką lud boży miał być otoczony przez Stwórcę, okazały się w skutkach dosyć nikłej wartości. Nasuwa się pytanie: czy jest w ogóle rzeczą życiową li­czyć na miłość bezinteresowną? Motyw był szlachetny — bez wątpienia, albowiem miłość za nic, upodobanie czyste oraz programowo, rzec moż­na, pozbawione racji jest z pewnością najwyższym rodzajem upodoba­nia. Motyw więc szlachetny, a skutki opłakane.

Morał: nie polegajmy na uczuciach bezinteresownych. Liczmy na wza­jemność, a nie dobroczynność. Przyjmujmy obietnice tylko wtedy, kiedy obiecujący wie o tym, że będziemy mogli się odpłacić. Dziesiątki filozo­fów — z Tomaszem Hobbesem na czele - wykazały skuteczność tej zasa­dy, nie mówiąc już o życiu codziennym. Liczmy na to, że weźmiemy ty­le, ile damy. Świadczy o tym zresztą samo Pismo, mianowicie historia Abla i Kaina.




20 lipca 2007

Tu, gdzie stoję

Po wygraniu zawodów łuczniczych zwycięzca, który zdobył właśnie tytuł mistrza miasta odszukał mistrza Zen.

- Jestem najlepszy – powiedział – nie studiowałem religii, nie szukałem pomocy mnichów, a jestem uważany za najlepszego łucznika w całym regionie. Słyszałem, że kiedyś ty byłeś najlepszy, więc pytam: czy musiałeś zostawać mnichem, aby nauczyć się strzelać?

- Nie – odparł mistrz Zen.

Jednak mistrz nie był zadowolony z odpowiedzi: chwycił strzałę, umieścił w łuku, wystrzelił i trafił wiśnię, znajdującą się w dużej odległości od niego. Uśmiechnął się, jakby chciał powiedzieć: „Mogłeś oszczędzić swój czas i poświęcić go jedynie na ćwiczenie techniki”. Po czym stwierdził:

- Wątpię, że potrafisz powtórzyć ten wyczyn.

Bez okazywania jakiegokolwiek niepokoju, mistrz chwycił łuk i zaczął iść w kierunku pobliskiej góry. Po drodze znajdowała się przepaść, nad którą można było przejść jedynie po próchniejącym moście linowym; w największym spokoju, mistrz Zen przeszedł na środek mostu, chwycił łuk i strzałę, wycelował w drzewo po drugiej stronie wąwozu i wypuścił strzałę, która trafiła prosto do celu.

- Teraz twoja kolej – powiedział łagodnie do młodzieńca, kiedy wracał już na bezpieczny grunt.

Zaniepokojony młodzieniec, patrząc w przepaść, przeszedł w wyznaczone miejsce i wystrzelił strzałę, która jednak wylądowała daleko od celu.

- To właśnie zyskuje się dzięki dyscyplinie i medytacjom – podsumował mistrz, kiedy młodzieniec ponownie pojawił się u jego boku. - Można posiadać duże umiejętności w posługiwaniu się wybranym narzędziem, przy którego pomocy zarabia się na życie, jednak wszystko staje się bezużyteczne, jeśli nie jest się w stanie zapanować nad własnym umysłem, który narzędzia używa.

10 lipca 2007

Autorytet

Janek spacerował ze swoim dziadkiem po Paryżu. W pewnym momencie ujrzeli szewca, którego obrażał jakiś klient, twierdząc, że źle naprawił mu buty. Szewc wysłuchał spokojnie skarg klienta, przeprosił go i obiecał prędko naprawić swój błąd. Janek z dziadkiem zatrzymał się w kawiarni. Przy sąsiednim stoliku kelner prosił jakiegoś mężczyznę sprawiającego wrażenie bardzo ważnej osoby, aby przesunął nieco swoje krzesło, bo nie mógł swobodnie przejść. Mężczyzna obsypał go potokiem obelg i kategorycznie odmówił.
- Nigdy nie zapomnij tego, co właśnie widziałeś - rzekł dziadek do Janka. - Szewc przyjął skargę klienta, podczas gdy ten człowiek obok nas nie chciał ruszyć się z miejsca. Ludzie, którzy wykonują jakieś przydatne zajęcia, nie przejmują się wcale, jeśli są traktowani tak, jakby byli bezużyteczni. Natomiast ludzie, którzy nie robią nic pożytecznego, zawsze uważają siebie za osoby niezwykle ważne i swój brak kompetencji zasłaniają autorytetem władzy.

06 lipca 2007

don't waste your time!

podsłuchana rozmowa...

- nie pierdziel bez sensu. Chyba sam nie za bardzo w to wierzysz !
- że co ? Że miłość uskrzydla i sprawia że chce się żyć ? Jak się chwilę zastanowisz to zauważysz, że tak naprawdę to tylko trochę chemii w mózgu, przyzwyczajeń i fakt, że jesteśmy zaprogramowani na prokreację i nasze głębokie instynkty momentami biorą nad nami górę
- no dobra dobra – dodał bym jeszcze wzajemne zaspokajanie potrzeb psychicznych – taki układ symbiotyczno – pasożytniczy
- hihi – przyjaźń – to to samo co miłość tyle, że bez seksu – nie będę się więc powtarzał !
- sex – no to chyba sam przyznasz, że bez uczucia to po pewnym czasie zamienia się w nieco nużącą mechanikę (no i potrzeba go trochę udziwnić aby nadal był atrakcyjny)
- no teraz to przywaliłeś ! Praca ? Nawet jeśli masz najkorzystniejszy układ tzn. praca jest dla Ciebie pasją a nie tylko sposobem zarabiania na życie to chyba przesadą było by stwierdzenie, że jest ona sensem życia. Pasja jest na tyle pociągająca na ile nadal wykazujesz chęć poznawania !. Jeśli nadal taką chęć masz to OK. Jak dodasz do tego odrobinę autosugestii (wmówisz sobie pewne rzeczy), to da się z tym żyć !
- ech ta autosugestia ! Całe szczęście, że jeszcze nadal potrafię sobie niektóre rzeczy wmówić !
- no niestety ! Na to wychodzi. Wszyscy mamy przerąbane !
- ale wiesz co ?
- ja nawet czuję jakąś sympatię do innych ludzi. Przecież tak naprawdę to moi współtowarzysze niedoli ! Nawet lubię tą kobitkę z torbami pełnymi zakupów, zmęczoną pracą patrzącą tępo przez okno autobusu, licealistkę, która martwi się klasówką z matematyki i tym, że chłopak ją rzucił, policjanta, który zatrzymał mnie za przekroczenie prędkości i kombinuje jak by tu łapówkę na mnie wymusić ... Wszyscy jedziemy na jednym wózku. Wszyscy próbujemy sobie jakoś dać radę z tą rzeczywistością, tyle, że każdy w inny sposób.
- no tak ! Mówisz, że to może dla tej sympatii i wzajemnego wspierania się w niedoli warto jeszcze trochę powegetować ?
- że co ? Że stąd niedaleko do miłości ?
- czekaj, czekaj ! Może rzeczywiście masz rację !
- moment ! Ale demagog z Ciebie ! Chcesz mi wcisnąć, że sensem istnienia jest poczucie wspólnoty i sympatii z innymi osobnikami odczuwającymi bezsens. Czyli inaczej mówiąc sensem chodzenia po tym "padole łez" jest właśnie jego bezsens ?
- przyznasz, że pokrętna to logika ! Nie ze mną takie numery. Mnie na takie tanie chwyty nie nabierzesz cwaniaczku !
- ...
- kurde. Po cholerę ja zauważyłem tą sprzeczność !. Już autosugestia zaczęła pracować, już zacząłem sobie wmawiać ...
Miałbym problem z głowy na najbliższe kilka lat !
Ech przerąbane ... idę na piwo ...

[by glupi-facet]