Deklarując wielokrotnie swoją szczególną miłość do ludu Izraela, Bóg w pewnej chwili oświadczył mniej więcej tak (Deuter. 7.7.8.): Nie dlatego sprzymierzyłem się z wami właśnie, a nie z kim innym, że jesteście liczniejsi od pozostałych narodów - przeciwnie, jesteście, jak powszechnie wiadomo, liczebnie najsłabsi. Sprzymierzyłem się z wami dlatego, że was sobie upodobałem.
Jest to jasne i jedynie rozsądne postawienie sprawy. Miłość nie wymaga uzasadnienia. Czasem próbuje się ją racjonalizować, mówi się, że kocha się kogoś, ponieważ jest taki, a nie inny, ponieważ to lub owo w tym kimś się ceni, ponieważ ma te lub inne zalety itd. Są to zwykłe, niezręczne i zresztą niepotrzebne usprawiedliwienia. Autentyczne upodobanie nie musi się tłumaczyć - wystarczy je stwierdzić; coś się podoba dla niczego, bez żadnej racji, bezinteresownie. Bóg, moim zdaniem, postąpił uczciwie oświadczając to swojemu ludowi. Więcej jeszcze — wyjawiając swoje upodobanie bezinteresowne i chęć opieki niczym niezasłużoną - podjął wobec swojego ludu pewne zobowiązania, które rychło miały się spełnić. W powiedzeniu tym Bóg zabłysnął -wyznajemy, że zdarzało mu się to tylko wyjątkowo - wielką cnotą bezinteresowności. I cóż z tego? - zapytacie. Otóż to właśnie! Cóż z tego! Deklaracja była wprawdzie złożona już po wyzwoleniu z Egiptu, ale za to przed cesarstwem rzymskim, inkwizycją hiszpańską, sprawą Dreyfusa, Trzecią Rzeszą, ONR-em i kilkoma innymi okolicznościami podobnej natury.
Rozważając sprawę na trzeźwo, trudno nie zauważyć, że ta miłość zupełnie bezinteresowna i te oświadczenia o szczególnej opiece, jaką lud boży miał być otoczony przez Stwórcę, okazały się w skutkach dosyć nikłej wartości. Nasuwa się pytanie: czy jest w ogóle rzeczą życiową liczyć na miłość bezinteresowną? Motyw był szlachetny — bez wątpienia, albowiem miłość za nic, upodobanie czyste oraz programowo, rzec można, pozbawione racji jest z pewnością najwyższym rodzajem upodobania. Motyw więc szlachetny, a skutki opłakane.
Morał: nie polegajmy na uczuciach bezinteresownych. Liczmy na wzajemność, a nie dobroczynność. Przyjmujmy obietnice tylko wtedy, kiedy obiecujący wie o tym, że będziemy mogli się odpłacić. Dziesiątki filozofów — z Tomaszem Hobbesem na czele - wykazały skuteczność tej zasady, nie mówiąc już o życiu codziennym. Liczmy na to, że weźmiemy tyle, ile damy. Świadczy o tym zresztą samo Pismo, mianowicie historia Abla i Kaina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz