Zewnętrzny smutek, jak sama nazwa skazuje, to smutek
adresowany do innych. Popatrz, jak mi źle. Zajmij się mną. Nie możesz mnie
zostawić samej. I wiele podobnych. To smutek-apel. Smutek prawie nigdy nie
jest płytki. Dotyczy to tez smutku zewnętrznego. Czasami bywa bezpodstawny, a
czasem nawet bezsensowny. Zdarza mi się jednak myśleć, że jest to smutek nieco
teatralny. Efekt zależy od środków wyrazu posiadanych przez aktora.
Smutek prawdziwie głęboki to smutek wewnętrzny. Mało kto o
nim wie. Czasem jest zręcznie maskowany, a zdarza się, ze skrywany też przed
sobą samym. To smutek pełen bólu (o ile nie jest samym bólem). To smutek, który
nie nawołuje. Wręcz przeciwnie – milczy, bo nie ma takich słów, które
potrafiłyby go dobrze wyrazić. Ten rodzaj smutku niełatwo zauważyć u innych,
ale – wiem to dobrze – nie jest to niemożliwe. Trzeba jednak wielkiej uwagi i
jeszcze większej wyobraźni. Przede wszystkim jednak trzeba skupić się na nim
tak, ze przestajemy patrzeć na siebie samych.
Mówi się, że smutek i mądrość pozostają w bliskim związku.
Mam wrażenie, że powtarzane aż do znudzenia zdanie Ludzie smutni są mądrzejsi,
ma zastosowanie tylko do tych smutnych na zewnątrz. Inaczej jest – jak myślę – z
tym smutkiem wewnętrznym. W tym przypadku to nie smutni są mądrzejsi. To mądrzy
są smutniejsi. Może to cena, jaką płaci się za mądrość, albo cena, dzięki
której dochodzi się do mądrości…
Smutni – i ci, co ze swojego smutku czynią spektakl, i ci,
co czynią z niego tajemnicę – zazwyczaj oczekują jakiejś pomocy. Czy taka pomoc
jest w ogóle możliwa? Pewnie tak. Jest nią przysłowiowa pomocna dłoń kogoś, kto
w zamian nie oczekuje niczego. Tyle tylko, że to nie zdarza się często.
W.Łukaszewski