22 stycznia 2007

PŁASZCZAKI

Ucząc się w szkole geometrii poznajemy najpierw planimetrię, czyli geometrię płaszczyzny, następnie stereometrię, czyli geometrię przestrzeni.

W matematyce rozpatruje się ogólnie przestrzenie wielowymiarowe (tzw., n –wymiarowe). I tak:

przestrzeń jednowymiarowa to prosta (Â - zbiór liczb rzeczywistych, można go przedstawić na osi liczbowej),

przestrzeń dwuwymiarowa to płaszczyzna (Â2 = Â Â, ilustracją jest płaszczyzna z kartezjańskim układem współrzędnych),

przestrzeń trójwymiarowa to „nasza” przestrzeń w zwykłym rozumieniu (Â3 = Â Â Â, ilustracją jest przestrzeń z kartezjańskim układem współrzędnych).

Każdy matematyk bez trudu będzie dokonywał obliczeń w przestrzeni: Â4, Â5, Â6, itd., ogólnie Ân, no właśnie, czy tylko matematyk? W szkole średniej poznajemy wzór na odległość dwóch punktów na płaszczyźnie z układem współrzędnych:

Jeśli punkty A i B mają odpowiednio współrzędne A = (x1, y1), B = (x2, y2)
to: |AB| =

Wcześniej uczyliśmy się jak obliczać odległość dwóch punktów na prostej:

Jeśli punkty A i B mają odpowiednio współrzędne A = (x1), B = (x2),
to: |AB| = |x2 – x1|

gdy popatrzymy uważniej, to z własności wartości bezwzględnej wynika, że:

|AB| = |x2 – x1| =

Zestawiając kolejno w  : |AB| = ;

w Â2: |AB| = ;

Zatem przy wprowadzaniu geometrii analitycznej w przestrzeni (tej „naszej”, Â3 ) uczniowie bardzo często sami podawali wzór na odległość dwóch punktów w przestrzeni trójwymiarowej. (Każdy punkt ma trzy współrzędne)

Jeśli A = (x1, y1, z1), B = (x2, y2, z2)

to: |AB| =

Widać z powyższego, że nie jest wielkim problemem obliczenie odległości dwóch punktów w przestrzeni czterowymiarowej. W niej, bowiem każdy punkt (sądzę, że wszyscy kojarzą to naturalnie) ma cztery współrzędne, jeśli A = (x1, y1, z1, t1), B = (x2, y2, z2,t2)

to: |AB| =

analogicznie można postąpić z przestrzeniami: pięcio- , sześcio- itd. wymiarowymi.

Obliczać w tych przestrzeniach można nie tylko odległości punktów, ale np. współrzędne wektorów, współrzędne obrazów punktów w translacjach (przesunięciach o wektor), współrzędne środka odcinka.

Co najmniej zdumiewające, potrafimy obliczać odległości w przestrzeniach, których… nie potrafimy sobie wyobrazić!

Właśnie czwarty wymiar! To fascynujące. Niektórzy uznają, że tym czwartym wymiarem jest czas, czy jednak przyjęcie tej propozycji ułatwia nam, nie powiem: rozumienie, ale wyobrażenie świata czterowymiarowego?

Proponowane rozumowanie jest odwrotne – zamiast w „górę”, przejść w „dół”.

Pomysł oczywiście nie jest mój, kilka (może kilkanaście) lat temu spotkałam się po raz pierwszy z pojęciem: PŁASZCZAKI. Nie to nie jest błąd, nie pomyliłam się, nie płaszczki (nie zamierzam tykać biologii J), tylko Płaszczaki (i nie chodzi tu także o obiegową nazwę płaskiego ekranu).

Nie pamiętam (niestety) nazwiska autora tego artykułu, jednakże pomysł Płaszczaków zbudował On na kanwie książki E. A. Abbotta pt. „Flatlandia” . Nota bene, co ciekawe książka ta wydana w Anglii w roku 1884, była napisana nie tylko jako powieść fantastyczna, ale przede wszystkim jako satyra na ówczesne czasy, a po drugie wydanie polskie ukazało się dopiero pod koniec lat 90-tych XX wieku.

Uważam, że kraina zwana Flatlandią jest fascynująca, podobnie zresztą uważała grupa moich byłych uczniów, których zapoznałam z płaszczakami i którzy je polubili. Płaszczaki to stworki żyjące na płaszczyźnie.

Nam – osobom żyjącym w trójwymiarowym świecie nawet nie przychodzi do głowy, że może istnieć inny świat – ograniczony tylko do dwóch wymiarów. Może ktoś się oburzyć, że zarzucam mu brak wyobraźni, ale chyba zrobi to głównie z dwóch powodów: po pierwsze powie, że przecież, na co dzień posługujemy się rysunkami, planami itp. (a przecież to płaszczyzna!), po drugie: znamy dobrze od lat dziecięcych filmy – kreskówki (to również rysunki na płaszczyźnie). Zgoda! Jednak już małe dzieci uczymy, by na ich rysunkach coś było większe, coś mniejsze, coś bardziej z tyłu, a coś bardziej z przodu (zanim cokolwiek usłyszą o perspektywie) chcemy, by te „płaskie malunki, rysunki” „oddawały” naszą rzeczywistość (naszą, czyli trójwymiarową). A Bolek i Lolek na ekranie przecież obracają się do nas to bokiem, to przodem – czyli też żyją w trzech wymiarach.

A Płaszczaki ? Otóż proszę państwa: nie! One żyją tylko w dwóch wymiarach, a zatem ich cały świat ogranicza się jedynie do płaszczyzny. Żyją, mieszkają na płaszczyźnie kartki, nie widzą niczego poza nią, nie mogą w żaden sposób się też poza nią wychylić. Przyjrzyjmy się tej kartce, którą mamy przed sobą (nawet, jeśli jest ona na monitorze komputera). Czy to będzie litera, jakiś znak, czy też znacznik myszy na monitorze to... właśnie można je przesuwać: lewo, prawo, góra, dół, oczywiście i po skosach, ale żadnym sposobem nie zobaczymy np. literki a odwróconej do nas bokiem, czy tyłem, co najwyżej możemy ją postawić „na głowie”. Prawda? Otóż to, cały świat Płaszczaków to tylko kierunki: góra – dół, lewa – prawa (tylko czyja?) - chyba wygodniej byłoby przyjąć: wschód – zachód.

Oczywiście, wygląd takiego stworka to sprawa dyskusji i każdy ma prawo do „swojego” płaszczaka. Jednakże z uwagi na tendencję do antropomorfizacji, płaszczaka staramy się upodobnić jak najbardziej do siebie. Stąd tenże ma dwie ręce, ale tylko po dwa palce, (bo po cóż mu więcej, prawda?), dwie nogi, głowę i na przykład mógłby on wyglądać tak:

Aby mógł widzieć, powinien mieć oczy, a jeśli ma oczy, to muszą być one umieszczone na powierzchni głowy, symetrycznie po obu stronach. Gdyby zafundować jemu oczy na środku „twarzy” nie widziałby nic na swojej kartce, gdyby je miał po jednej stronie zawsze oglądałby tylko to, co znajdowałoby się przed nim. A z tyłu mógłby ktoś go niespodziewanie zaskoczyć. Płaszczak zaproponowany przez jedną z moich (byłych) uczennic wygląda tak, jak na rysunku obok:

Niektórzy twierdzą, że powinien mieć długą, giętką szyję, aby móc tak ją zgiąć by patrzeć dwojgiem oczu. No cóż jak to w świecie wyobraźni, każdy ma prawo do swego zdania.

Płaszczaki poruszają się krokiem dostawnym – przesuwają na wschód (powiedzmy) jedną nogę, potem dostawiają drugą, druga noga nie może wyprzedzić pierwszej.

Zapewne jednak świetnie skaczą, inaczej nie miałyby wiele możliwości poruszania się w swoim świecie. Jeśli idą dwa Płaszczaki naprzeciw siebie nie mają innej możliwości minięcia się na jednej linii inaczej niż przez przeskoczenie. Jeden przeskakuje drugiego (na pewno mają swoje zasady) i spokojnie idą sobie każdy w swoją stronę. Zauważcie, że jeśli Płaszczak się położy na jednym boku, to, jeśli zechce zmienić bok musi wstać.

Przy stole płaszczaka jest miejsce tylko na dwa stworki, ponadto jeden z nich musi przejść po stole lub nad nim przeskoczyć, aby znaleźć się po drugiej stronie.

Wiele jest utrudnień w tym płaskim świecie, ale i wiele ułatwień, np. nic ze stołu nie zsunie się w inną stronę jak tylko któregoś z tych dwóch stworków.

Cóż widzi Płaszczak? Skoro jest na kartce, to może widzieć tylko to, co na niej się znajduje, (ale nie z naszego punktu widzenia), czyli widzi tylko coś na kształt nitki, a na niej wyróżnione punkty i odcinki. Według mnie ten płaski świat koniecznie musi być kolorowy – jedynie kolorami, bowiem rozróżniać można przedmioty. Wiele różnych wspaniałych zagadnień można by rozważać na temat Płaszczaków: jak mieszkają, co robią. Zapewne, skoro była mowa o stole, mają domki, ciekawe jak one wyglądają? Czy są to tylko norki w ziemi z zasuwanym z góry, bądź podnoszonym wejściem? Jednakże, jakie by one nie były, Płaszczak, jeśli nawet zamknie się w nim i nie będzie widziany przez inne Płaszczaki, to cały czas jest widziany przez istoty patrzące na płaszczyznę kartki z trzeciego wymiaru.

Wyczytałam, gdzieś w Internecie, że A. K. Dewndey (pod koniec lat siedemdziesiątych) ustanowił podstawy fizyki, chemii i biologii w płaskim świecie. Wymyślił też wiele urządzeń, którymi mogą się posługiwać Płaszczaki (m. in. zawiasy, sprężyny).Jego Płaszczaki są na wysokim poziomie cywilizacyjnym. Wiele czasu można spędzić nad wymyślaniem tego płaskiego świata i zasad w nim panujących – zabawa jest przednia.

Jednak skąd wzięliśmy się we Flatlandii, ano właśnie zaczęło się od więcej niż trzywymiarowych przestrzeni. My z pozycji trzeciego wymiaru nie dość, że cały czas obserwujemy Płaszczaka bez jego wiedzy (on ze swojej kartki nas nie widzi – nie ma możliwości!), to jeszcze możemy ingerować w jego świat i dla niego będzie to zupełnie niezrozumiałe, np. możemy nie tylko przesunąć meble w jego domku, albo wyjąć mu stół i ustawić na przykład poza domkiem, nie naruszając żadnych ścian, niczego. Zabierając płaszczakowi cokolwiek, nawet w jego obecności nie będziemy przez niego zauważeni, bo działamy z trzeciego wymiaru, a część wspólna naszych palców z płaszczyzną to tylko owal, którego łuk na moment mignie płaszczakowi. Możemy też wziąć samego płaszczaka i przenieść w jakiekolwiek inne miejsce jego świata, nie dość tego, możemy być jeszcze bardziej okrutni i przenieść płaszczaka na inną kartkę, dla niego to będzie inny świat. Inny, ale dalej dwuwymiarowy. On raczej nie potrafi pojąć świata z trzema wymiarami, może się domyślać jego istnienia czy wręcz być o nim przekonany, może snuć rozmaite domysły. Podobnie jak my o świecie cztero-wymiarowym ( o n-wymiarach nie wspomnę).

P.s. Ha, gdy ja tu sobie piszę przy komputerze może teraz jakiś czterowymiarowy stwór obserwuje mnie ze swojego wymiaru – nawet nie mam się co rozglądać, bo tak jak Płaszczak poza swoimi dwoma wymiarami nie widzi trzeciego, tak ja poza swoimi trzema … Mam tylko nadzieję, że temu, który widzi mnie (i Was moi mili także) nie przyjdzie do głowy wystawianie mi mebli lub przeniesienie mnie „na inną kartkę”.

14 stycznia 2007

Urząd patentowy

Praca w urzędzie patentowym to bardzo odpowiedzialna rzecz. Stanowi ona ukoronowanie moich wieloletnich zabiegów i sens mojego życia. Tylko nieliczni, wybrańcy, szczęśliwcy, protegowani dostępują zaszczytu decydowania o tym co jest odkrywcze a co odkrywcze nie jest. To olbrzymia odpowiedzialność. Praca decydująca niekiedy o losach świata. Ale nie uprzedzajmy wypadków! O tym za chwilę.

Funkcja Starszego Specjalisty do Spraw Odkrywczości jest tak odpowiedzialna właśnie dlatego, że odkrywczość w naszym kraju przez ostatnie lata rozwinęła się bardzo. Niezliczona ilość pomysłów i patentów w zasadniczy sposób zmieniła życie każdego z naszych obywateli a my, Specjaliści do Spraw Odkrywczości staliśmy się znani oraz uwielbiani i tak naprawdę zaczęliśmy być władzą wykonawczą i ustawodawczą w jednym.
To my pośrednio decydowaliśmy o życiu każdego z naszych obywateli i ich przyszłości. Znowu uprzedzam wypadki. Aby zrozumieć co się stało potrzebna jest pewna chronologia.
Po kolei więc.
Już jakieś 50 lat temu dały się zauważyć pierwsze odkrycia będące podwalinami naszych dzisiejszych zaawansowanych technologii.
Biolodzy współpracując z fizykami i specjalistami od elektroniki opracowali pierwsze protezy słuchu a następnie wzroku. Ludziom, którzy nigdy nie widzieli wszczepiali w oczodoły miniaturowe kamery, których sygnał podłączony do niewielkiego układu przetwarzającego był następnie przekazywany w obszary mózgu odpowiedzialne za obróbkę obrazu.
Co ciekawe eksperymenty z układem przetwarzającym dały zadziwiające rezultaty. Pacjenci mięli dużo lepszy wzrok od naturalnego i mogli np. widzieć w podczerwieni czy w zupełnej ciemności. Proteza okazała się lepsza od wzorca. Pojawili się nawet desperaci uszkadzający swój wzrok tylko po to aby otrzymać protezę ! Najbardziej zagorzali piewcy nowych technologii uznali nawet, że to naturalny wzrok jest jedynie protezą.
Przy okazji taki obrót spraw nastręczył wiele problemów filozofom. Konieczne było ponowne zweryfikowanie podstawowych poglądów z zakresu obiektywności rzeczywistości. Ponownie pojawiło się pytanie czy coś jest takie jakie jest czy takie jak to widzimy.
Dzięki przetwarzaniu sygnału biegnącego od mini kamer do mózgu możliwa była praktycznie dowolna zmiana tego co i jak się widziało. To co docierało do mózgu było odbierane przez widzącego jako niepodważalna i obiektywna rzeczywistość. Właśnie ta nie dająca się określić żadnymi neutralnymi miarami rzeczywistość stała się tak względna jak nigdy dotąd. Już nic nie było pewne. Otaczający nas świat stawał się coraz bardziej umowny.
Równolegle z rozwojem nauk biologicznych rozwijała się elektronika, matematyka i informatyka. Specjaliści z różnych dziedzin coraz ściślej zaczęli ze sobą współpracować. Zaczęliśmy wracać do pradziejów nauki gdzie nauka była tylko jedna i miała jeden cel: precyzyjnie opisać i zrozumieć rzeczywistość i człowieka.
Rozpoczęto pracę nad modelami działania ludzkiego mózgu. Dzięki współpracy biologów, fizyków, matematyków i programistów udało się stworzyć pierwsze, nieudolne jeszcze, modele.
Po 15 latach intensywnych badań i niezliczonej liczbie patentów dały się zauważyć dwa wyraźne trendy.
Pierwszy, dla uproszczenia nazwijmy go biologicznym, koncentrował się na tworzeniu biologicznych protez mózgu mogących zastąpić różne jego funkcje. Udało się utworzyć protezy praktycznie wszystkich ludzkich zmysłów, że nie wspomnę już o tak prostych protezach jak te, które zastępowały pracę ludzkich kończyn kurczące polimerowe mięśnie w takt poleceń z mózgu.
Drugi trend, nazwijmy go technologicznym, koncentrował się na stworzeniu sztucznego mózgu, opartego o układy mikroelektroniczne i molekularne oraz odpowiednie oprogramowanie. Oczywiście celem tych poczynań było stworzenie modelu jak najbardziej zbliżonego do naturalnego pierwowzoru.

***

Rozwój badań był coraz szybszy. Każdy nowy wniosek patentowy, który otrzymywałem do oceny powodował wypieki podniecenia zupełnie tak jak u dziecka z niecierpliwością rozpakowującego swój bożonarodzeniowy prezent. Dokumentację patentu czytałem z podnieceniem neofity w nabożnym wręcz dziękczynieniu za wyróżnienie jakim była możliwość czytania jej jako pierwszy. Moje młodzieńcze i niestety nieudane próby kariery naukowej powodowały, że często czułem się jak Salieri, któremu natura poskąpiła talentu kompozytorskiego ale dała mu umiejętność docenienia geniuszu Mozarta.
Przełomowym momentem było stworzenie sztucznego mózgu co do którego udało się wykazać, że ma zdolność uczenia się i zapamiętywania. Olbrzymi postęp w zakresie miniaturyzacji i szybkości działania układów elektroniki umożliwił tworzenie coraz bardziej skomplikowanych układów.
Szybko okazało się, że nauka i rozwój sztucznego mózgu w warunkach izolacji od innych podobnych mu jednostek jest upośledzona a rezultaty niezadowalające. Zaczęto więc tworzyć społeczności sztucznych świadomości pomiędzy którymi możliwe były wzajemne interakcje i wpływy.
Spowodowało to powstanie emocji i więzi przy czym zadziwiającym okazał się fakt, że wyniki tych eksperymentów, to znaczy społeczności i ich dorobek intelektualny, różniły się znacząco w zależności od sposobów i zakresu komunikacji.
Powstały teorie, języki, logika oraz formacje społeczno – światopoglądowe znacznie różniące się pomiędzy sobą jak również od tego do czego doszliśmy jako ludzkość poprzez miliony lat ewolucji. Poznawanie tych nowych światów było na tyle emocjonujące, że powstała nowa gałąź socjologii zajmująca się ich badaniem.
Wyniki tych doświadczeń spowodowały, że już nie tylko rzeczywistość była względna. Umowne były też poglądy społeczne, polityczne czy etyczne. Jak nigdy przedtem uświadomiliśmy sobie, że to wszystko to jedynie elementy wypracowane przez lata wzajemnych oddziaływań jednostek i społeczeństw a ich jedynym celem jest zapewnienie najkorzystniejszych warunków rozwoju poszczególnych społeczności czy ludzkości jako całości.
Tak spektakularne osiągnięcia technologiczne spowodowały, że przedstawiciele nurtu biologicznego uświadomili sobie, że najsłabszym punktem ich badań jest człowiek a właściwie jego bardzo zawodna biologiczność oraz ograniczone możliwości wynikające z komunikacji słownej. Połączyli więc siły z technikami i swoją wiedzę z zakresu budowy ludzkiego umysłu wykorzystali w projekcie mającym na celu przeniesienie ludzkiego intelektu do krzemowo molekularnych modeli.
Stopniowo udało się przenosić przeżycia, doznania, uczucia, namiętności czyli wszystko to co określa nasze człowieczeństwo.
Stosowana technologia miała jednak jedno poważne ograniczenie. Przeniesienie całości ludzkiej umysłowości wiązało się z koniecznością uzyskania jej całościowego statycznego obrazu. Możliwe było to wyłącznie po nieodwracalnej biologicznej śmierci mózgu. Stąd próby przenoszenia świadomości były jedynie częściowe i obarczone błędem niekompletności.
Podjęto starania modyfikacji tych umysłowości oraz tworzonych przez nich społeczności.
Okazało się jednak, że usiłowania stworzenia idealnych społeczeństw wiecznej szczęśliwości dały bardzo złe wyniki a nieustające poczucie szczęścia i spełnienia bardzo szybko spowodowało stagnacje i kryzys tożsamości.
Konieczne były modyfikacje mające na celu wprowadzenie elementu cierpienia jako stymulatora rozwoju a zarazem zaspokojenie naturalnej potrzeby niesienia pomocy i „czucia się dobrze” z powodu własnego altruizmu.
Powstał kolejny problem etyczny. Nie wiadomo było kto miał spełniać rolę altruisty a kto cierpiącego. Początkowo stworzono zupełnie sztuczne modele umysłowości ludzkiej mające spełniać rolę pokrzywdzonych. Podniosły się jednak głosy mówiące o niesprawiedliwości takiego podejścia. Pojawił się nawet Ruch Obrony Praw Braci Krzemowych.
Etycy spierali się nad istotą człowieczeństwa próbując wypracować obiektywne kryteria ją określające. Po wielu burzliwych dyskusjach uznano argumenty Obrońców Braci Krzemowych i ogłoszono równość wszystkich modeli świadomości.
Uznano, że kryterium biologicznego pochodzenia nie jest w żadnym stopniu rozstrzygające a wręcz dyskryminujące. Ustalono, że rolę cierpiącego będą losowo przybierać poszczególne świadomości przy czym udało się uzyskać bardzo wysoki średni wskaźnik szczęśliwości ponad dwukrotnie przewyższający ten panujący w rzeczywistości biologicznej.

***

Odkrycia te zbiegły się w czasie z moim awansem. Mój wieloletni wysiłek, oddanie pracy i skrupulatność zostały zauważone przez najwyższe władze. Otrzymałem awans na Najwyższego Specjalistę do Spraw Odkrywczości. Kierowałem już całym Urzędem Patentowym i czułem brzemię odpowiedzialności za współtworzenie historii ludzkości w przełomowym momencie jej dziejów.
Ten niezwykle szczęśliwy zbieg okoliczności spowodował, że w chwili kiedy nasi naukowcy byli już gotowi przenieść całość umysłowości pierwszego człowieka do stworzonych przez siebie urządzeń mogłem decydować o tym kto będzie tym historycznym „królikiem doświadczalnym”. Po raz pierwszy w życiu (i ostatni ze względu na konieczność śmierci biologicznej w momencie przenosin) wykorzystałem swoja niekwestionowaną pozycję zawodową i przeforsowałem własną kandydaturę. Coraz bardziej czułem upływające lata i stopniową degradację mojej biologiczności. Umysł nadal funkcjonował sprawnie ale ciało coraz częściej odmawiało posłuszeństwa.
Oto po raz pierwszy w historii ludzkości pojawiła się szansa na praktycznie wieczną egzystencję. Miała to być egzystencja bez bólu, głodu, strachu, niespełnionych namiętności, ograniczeń mentalnych i kompleksów oraz problemów z komunikacją międzyludzką. W każdym razie ograniczenia te miały być kilkukrotnie mniejsze niż w dotychczasowej formie życia.

***

Niemal w przededniu tego epokowego wydarzenia stała się rzecz nieoczekiwana i straszna zarazem.
W naszym biurze zjawił się osobnik przedstawiający się jako Gob i stwierdził, że cały ten nasz projekt przeniesienia i tworzenia ludzkich świadomości nie jest niczym innym jak najzwyklejszym plagiatem naukowym i w rażący sposób łamiemy obowiązujące przecież wszystkich prawo patentowe.
Zawrzałem. Jeszcze nikt w mojej wieloletniej pracy nie zarzucił mi plagiatu.
Początkowo nie potraktowaliśmy tych roszczeń poważnie i uznaliśmy Goba za nieszkodliwego szaleńca. Niepodobna przecież aby jeden człowiek opracował technologię nad którą pracowało setki tysięcy naukowców przez kilkadziesiąt lat. Takie podejście było w pełni usprawiedliwione, ponieważ człowiek ten nie był w stanie okazać nam żadnej dokumentacji naukowej swojego projektu.
Jednak moja wrodzona skrupulatność i obiektywizm zwielokrotnione jeszcze przez prawie pięćdziesiąt lat pracy nie pozwalała mi nie wziąć pod uwagę jego protestu.
Gob dostarczył mnóstwo starych ksiąg w poetycki i niejasny sposób opisujących przebieg jego eksperymentu. Pomijając fakt bardzo nieprecyzyjnych i wieloznacznych opisów brakowało dowodu na połączenie Goba z opisywanymi procesami.
Pyzatym używana przez niego technologia była stosunkowo zawodna i posiadała sporo ograniczeń rozwojowych. Ograniczenia te próbował maskować inicjując powstanie pewnych prądów filozoficznych mających na calu ich uzasadnienie i uwiarygodnienie.
Przeważającym dowodem na korzyść Goba okazała się jednak praktyczna demonstracja umiejętności tworzenia nowych świadomości i wpływania na nie.
Nie pozostało mi nic innego jak przyznanie mu pierwszeństwa praw patentowych.
Niestety w trakcie dalszych rozmów postawił on tak niespełnialne warunki licencyjne, że niemożliwy okazał się zakup licencji i rozwijanie naszego projektu jako kontynuacji prac Goba.
W drodze wyczerpujących negocjacji doszliśmy do kompromisu polegającego na prawie nieskrępowanego rozwoju naszego projektu jednakże z tym ograniczeniem, że przejście do modeli krzemowych jest możliwe jedynie po naturalnym zakończeniu fazy biologicznej i to pod wieloma dosyć rygorystycznymi warunkami.

No cóż. Prawo patentowe to rzecz święta. Łamać go nie można !