28 czerwca 2007

Szatan sprzedaje używane rzeczy

Chcąc dostosować się do nowych czasów, Szatan zdecydował pozbyć się całego zapasu pokus. Umieścił ogłoszenie w gazecie i przyjmował klientów przez cały dzień w swojej pracowni.
Był to fantastyczny towar: kamienie, o które potykali się cnotliwi, lustra powiększające poczucie wartości i okulary, które umniejszały wartość innych. Niektóre towary, które wisiały na ścianie, przyciągały dużą uwagę: sztylet z falistym ostrzem, do wbicia komuś w plecy i magnetofon rejestrujący tylko bluźnierstwa i kłamstwa.
- Nie martwcie się o cenę! - powiedział Szatan do potencjalnych klientów.- Weźcie towar do domu dzisiaj, a zapłacicie kiedy będziecie mogli!
Jeden z odwiedzających zauważył, dwa narzędzia, leżące w rogu, wyglądające na przechodzone. Były jednak bardzo drogie. Z ciekawości, chciał poznać powód takiej oczywistej sprzeczności.
- Są warte tych pieniędzy, bo używałem ich najczęściej z wszystkich - odparł Szatan, śmiejąc się. - Gdyby zwracały więcej uwagi, ludzie wiedzieliby jak się przed nimi chronić. Niemniej jednak, są warte ceny, którą za nie żądam: pierwsze to zwątpienie, drugie to kompleks niższości. Wszystkie inne pokusy mogą czasem zawieźć, ale te dwie zawsze działają.

25 czerwca 2007

Nasrudin

...wtedy zaproszono Nasrudina, wielkiego mistrza sufi, by wygłosił odczyt. Nasrudin wyznaczył spotkanie na godzinę drugą po południu. Był to wieki sukces - sprzedano tysiąc biletów, a ponad siedemset pozostałych osób miało oglądać retransmisję debaty w holu, na wielkim ekranie.
Punktualnie o godzinie drugiej wszedł asystent Nasrudina, tłumacząc, że z powodu sił wyższych konferencja się opóźni. Niektórzy poczuli się urażeni, zażądali zwrotu pieniędzy pieniędzy wyszli. Jednak nadal wiele osób pozostało w Sali i na zewnątrz.
O czwartej po południu mistrza wciąż nie było i ludzie stopniowo zaczęli opuszczać salę, odbierając w kasie swoje pieniądze. Ostatecznie był to koniec dnia pracy i trzeba było wracać do domu. O szóstej początkowa liczba tysiąca siedmiuset słuchaczy zmniejszyła się do niespełna setki.
Wtedy nadszedł Nasrudin. Wyglądał na pijanego w sztok i swobodnie zaczął żartować ze śliczną, siedząca w pierwszym rzędzie, dziewczyną.
Gdy ludzie ochłonęli z szoku, zaczęli dawać upust swemu oburzeniu. Jak ten człowiek mógł się tak zachowywać, tym bardziej, że kazał na siebie czekać cztery godziny? Słychać było szmer niezadowolenia, ale mistrz sufi nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Wykrzykiwał głośno do dziewczyny, że jest seksowna i zaprosił ją do wspólnej podróży po Francji.
Rzuciwszy kilka przekleństw w stronę protestujących, Nasrudin spróbował się podnieść, lecz upadł z hukiem na podłogę. Zgorszeni ludzie postanowili wyjść, wykrzykując, ze wszystko to jest szarlatanerią, i grożąc, że poinformują prasę o całym tym poniżającym przedstawieniu.
W Sali pozostało zaledwie dziewięć osób. Gdy tylko wyszła grupa oburzonych słuchaczy, Nasrudin stanął na nogi. Był całkowicie trzeźwy, z jego oczu biło niesamowite światło, a jego postać otaczała aura dostojeństwa i mądrości.
"Wy, którzy zostaliście, jesteście ludźmi, którzy są zdolni mnie usłyszeć - powiedział. - Bowiem przeszliście przez dwie najtrudniejsze próby na drodze duchowej: cierpliwości oczekiwania na właściwy moment i odwagi, pozwalającej przezwyciężyć rozczarowania tym, co napotkane. - I was będę nauczał".

18 czerwca 2007

Kawa z mlekiem

Marek Kondrat (ur. 1950), polski aktor.

"Bankiem, który reklamuję, zarządzają Holendrzy, solidni i pracowici. Od nich – a nie z polskich mediów – dowiaduję się, jak dużo się w Polsce zmieniło. Muszę też przyznać, że od pewnego czasu chętniej z nimi rozmawiam niż z rodakami. Nie są agresywni, nie poruszają w rozmowie, zaraz po dzień dobry, kwestii fundamentalnych, nie pytają mnie o patriotyzm, albo o wiarę. Przy rosole nie salutują tylko dlatego, że jest z polskiej kury zrobiony. Odpowiada to stanowi moich nerwów i związkom uczuciowym z ojczyzną. Chciałbym pójść na kawę z mlekiem i przejść się Marszałkowską. Ale to nie jest takie proste, ponieważ muszę nią przejść ze świadomością, kto nią kiedyś chodził, kto ją zniszczył i kto odbudowywał. "

Źródło: Gazeta Wyborcza, 3 czerwca 2006

13 czerwca 2007

Banton

Euforia jest bardzo uzależniająca. Nawet w małych dawkach. Euforia jest legalna w Banton. Odwyk od Euforii powoduje uszkodzenia i śmierć. Wszyscy odpowiedzialni obywatele powinni unikać narkotyku za wszelką cenę i pozostać w strefie wolnej od Euforii. Pełnoletność w Banton jest w wieku 13 lat. Euforia jest legalna w Banton. Jest rozprowadzana w granicach miasta Banton.
-Co to za miasto?
[...]
-Faktem jest, że pani syn tutaj jest pełnoletni. Jeśli chce zostać... nie można go zmusić. I on chce zostać. Oni wszyscy chcą. Są uzależnieni.
-To tylko chłopiec... nie wiedział co robi.
-Nie, nie, nie proszę pani. Wiedział. Wszyscy wiedzą. Po to są ostrzeżenia.
-Jeśli ten narkotyk jest tak uzależniający czemu nie jest nielegalny?
-To miasto miało poważny problem z narkotykami. I z każdym problemem trzeba sobie radzić. Próbowaliśmy wszystkiego. Kara za sprzedaż, za używanie... więcej policji.Mocniejsza policja...więzienie... publiczne upokarzanie. Ale wszystko sprowadzało się do jednego... Niektórzy po prostu chcieli się naćpać. Więc wyszliśmy z radykalnym rozwiązaniem... Euforia. Syntetyczny narkotyk. Całkowicie legalny, absolutnie uzależniający... i ostrzegaliśmy wszystkich, żeby go nie używać. Ale jak mówiłem niektórzy chcieli się naćpać. Jedna działka tego i koniec. Jesteś nasz. Kontrolujemy zapasy... ustaliliśmy cenę... uczyniliśmy go bardzo dostępnym. Tańszy niż życie, niż jedzenie... ale trzeba pracować... wynieść śmieci... przystrzyc trawnik... trochę porobić i dostajesz Euforie. A w nocy...impreza do końca. Presja jest tak wielka, że każdy się zgadza... To wspaniałe osiągnięcie... Narkotyk tak potężny... że zanika popęd płciowy.
Wiecie ile mieliśmy tu gwałtów w zeszłym roku?
Żadnego.
-Chce pan powiedzieć, że Filip będzie czyścił kible do końca życia? Bez popędu płciowego...nie ożeni się... Nie będę mieć wnuków?
-Ironiczne czyż nie? Amerykańska wojna o wolność... kończąca się niewolnictwem. Więc co zrobić dla wolności? Zostać niewolnikami.
-Ale to są ludzie. Mają swoje prawa. Nie wiedzieli w co się pakują.
-Dokonali wyboru...
-Ale spójrz na nich... Wyglądają żałośnie szczęśliwie...
-Prowadzą proste, szczęśliwe życie... Bez decyzji... bez odpowiedzialności... Bez problemów... Oni znaleźli swoją odpowiedź...

Jesteś pewien, że twoje życie jest lepsze od ich?

-To jakby byli zwierzętami.
-No tak, wszyscy jesteśmy zwierzętami. Tylko, że niektórzy mają inne priorytety. Jakiekolwiek masz priorytety... Banton to naprawdę miłe miejsce.
-To koszmar...proszę, chcę mojego syna... Zrobię wszystko... W porządku...są trzy opcje...
Pierwsza. Wprowadza się pani do wolnej strefy i przynajmniej będzie pani miała szansę go widywać. Niektórzy rodzice mają dzieci pracujące dla nich. To taka perwersyjna zemsta.
Druga. Pojedzie pani do domu i poszuka czegoś innego dla czego warto żyć.
Albo trzecia... przyłączyć się do imprezy...

09 czerwca 2007

Wesołe miasteczko

"Przechodziłam dziś koło wesołego miasteczka. Muszę się teraz liczyć z każdym groszem, wolałam się więc tylko przyglądać. Długo stałam przed diabelskim młynem. Większość ludzi wsiadała do wagoników w poszukiwaniu mocnych wrażeń, lecz gdy tylko młyn ruszał, ci sami ludzie umierali ze strachu i błagali, żeby zatrzymać maszynerię.
Czego właściwie oczekiwali? Skoro wybrali przygodę, powinni być gotowi pójść na całość. A może żałowali, że nie kręcą się bezpiecznie na dziecinnej karuzeli, zamiast w szaleńczym tempie jeździć na diabelskim młynie?
Czuję się w tej chwili zbyt samotna, by myśleć o miłości, lecz muszę wierzyć, że to minie, że znajdę odpowiednią pracę i że jestem tu, bo taki jest mój wybór. Moje życie jest jak ten diabelski młyn. Życie to brutalna, zapierająca dech w piersiach zabawa - jak skakanie ze spadochronem albo niebezpieczna górska wspinaczka.
Niełatwo żyć z dala od bliskich, od języka, w którym umiem wyrazić wszystkie uczucia. Jednak od dziś, gdy będę przybita, wspomnę to wesołe miasteczko. Gdybym spała i nagle obudziła się w wagoniku diabelskiego młyna, cóż bym czuła?
Najpierw czułabym się niczym więzień, bałabym się wysokości, serce podchodziłoby mi do gardła, kręciłoby mi się w głowie i chciałabym czym prędzej wysiąść. Lecz gdybym miała pewność, że te tory są moim przeznaczeniem, że Bóg steruje tą maszynerią, wtedy mój koszmar przerodziłby się w podniecającą przygodę. I diabelski młyn stałby się bezpieczną i ciekawą rozrywką, która kiedyś się przecież kończy. Jednak dopóki młyn się kręci, trzeba podziwiać roztaczający się wokół krajobraz i wrzeszczeć z radości."

07 czerwca 2007

Z Podręcznika Wojownika Światła

Wojownik wie, że słowa najistotniejsze w każdym języku, to słowa bardzo krótkie.
"Tak".
"Miłość".
"Bóg".
Te słowa przychodzą nam najłatwiej i wypełniają olbrzymie przestrzenie pustki.
Jednak istnieje inne słowo, też bardzo krótkie, którego wypowiedzenie sprawia wielu ludziom nie lada kłopot: "Nie".
Ten kto nigdy nie mówi "Nie" sądzi, że jest wspaniałomyślny, szlachetny i dobrze wychowany, bowiem "Nie" ma reputację słowa przeklętego, samolubnego i pospolitego.
Wojownik stara się nie wpaść w tę pułapkę.
Bowiem czasami mówiąc "Tak" innym, można powiedzieć "Nie" samemu sobie.
Dlatego jego usta nigdy nie wypowiadają "Tak", kiedy jego serce mówi "Nie".

04 czerwca 2007

"Mędrzec jest medrcem tylko dlatego, że kocha.
Zaś głupiec jest głupcem, bo wydaje mu się, że miłość zrozumiał."